W ostatni weekend byłem na Folkowisku we wsi Gorajec, kilka kilometrów od Cieszanowa, na granicy województw lubelskiego i podkarpackiego. Już od dawna żadna impreza nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia i dlatego chciałbym się nimi z Wami podzielić.
To chyba jedyny festiwal folkowy czy ludowy, którego nie organizuje dom kultury lub jakaś inna instytucja, za pieniądze publiczne. Wydarzenie jest działem Marcina Piotrowskiego. Marcin na co dzień pracuje w supermarkecie w Irlandii. Kilka lat temu za pieniądze, które tam zarobił kupił budynek po zlikwidowanej szkole w Gorajcu. W swoich rodzinnych stronach. Ciężko pracując, odkładając z żoną Mariną każdy grosz, przekształcili go w chutor, czyli w siedlisko z bazą noclegową dla turystów. Tak powstał Chutor Gorajec, który od kilku lat gości uczestników Folkowiska. Organizacja tej imprezy trwa cały rok. Ale w najgorętszym okresie przygotowań, Marcin wykorzystuje cały swój urlop i każdą wolną chwilę poświęca wydarzeniu.
W tym roku do tego miejsca znów ściągnęły setki osób z całej Europy, aby wziąć udział w festiwalu folkowym, który tak właściwie festiwalem nie jest. Bardziej przypomina przerośnięty zjazd rodzinny z zaplanowanymi wcześniej atrakcjami. Są koncerty, warsztaty rękodzieła i muzyczne, a także spotkania z ciekawymi ludźmi.
O to, żeby wszyscy czuli się tu jak u siebie czuwa Marcin. Wspiera go w tym najbliższa rodzina i „Ekipa”, którą tworzy grupa kilkudziesięciu wolontariuszy. Czasem przechadza się wśród gości z kilkulitrowym gąsiorkiem mocnego miejscowego trunku. Często z nimi rozmawia. Ale przede wszystkim swoim gospodarskim okiem dogląda wszystkiego. Często też pojawia się na scenie zachęcając wszystkich do zabawy i wznoszenia okrzyku „Hip, hip, hura!”. Akurat tego, bo jest on zrozumiały dla gości z innych krajów. Podziw budzą jego niespożyte pokłady energii. Wieczorem szaleje na scenie wraz z muzykami, a następnego dnia o świcie wywozi z latryn pojemniki na nieczystości. Najgorszą robotę zostawia dla siebie. Przez tych kilka dni nie pije nawet grama alkoholu.
Każda z dotychczasowych edycji imprezy miała swoją ideę przewodnią. W tym roku były to „Trzy Galicje”. Według pomysłodawców „to nieoczywiste spotkanie dalekich krain, podzielonych granicami, ale bliskich sobie w podejściu do świata. Chociaż polska i ukraińska Galicja zostały niegdyś rozłączone, a Galicia hiszpańska leży tysiące kilometrów dalej – da się w nich wyczuć wspólny duch. Oprócz nazwy te regiony łączy podejście do tradycji – pamięć o przodkach i o dawnych obyczajach. Każda z tych krain jest świadoma swojej wyjątkowości i odczuwa odrębność.”
Galicję ukraińską reprezentował zespół Jorij Kłoc, który wystąpił w sobotę wieczorem na dużej scenie. Teledysk do utworu „Siadaj, siadaj” realizowany był na terenie Chutoru Gorajec.
Zdziwi się ten kto przyjedzie na Folkowisko i będzie patrzył na tą imprezę z punktu widzenia klienta, który zapłacił za karnet i oczekuje atrakcji. A tak jest właśnie na wszystkich innych festiwalach, nawet tych folkowych. Tu się tak nie da. Tu każdy po pewnym czasie zaczyna czuć ducha tego urokliwego miejsca. Pod wiatą można spotkać dyskutujących ze sobą przedstawicieli inteligencji, świata kultury, pisarzy, artystów a także miejscowych, którzy dodają coś ważnego od siebie. Dodają wrażliwości i wiarygodności. Festiwal Kultury Pogranicza – wyjątkowy, a tak zwyczajny. Planowany i przygotowywany z rozmachem przez ponad rok, a tak spontaniczny i niepowtarzalny.
Festiwal Folkowisko został uhonorowany europejskim znakiem jakości EFFE. Marka ta została przyznana wydarzeniom z 31 krajów Europy przez ekspertów z European Festivals Association (Europejskie Stowarzyszenie Festiwali). Na europejską listę został wpisany razem z takimi imprezami jak FAMA, CAMEREIMAGE, Malta Festival i Wratislavia Cantans.
SM
Galeria zdjęć autorstwa Piotra Sewruka
Najnowsze komentarze